Gdy byłam młodsza, większość rzeczy przychodziło mi z jakąś dziwną łatwością. Wszystko toczyło się dokładnie tak, jak sobie zaplanowałam.
Na przykład taki egzamin na studia. Dziesięć osób na jedno miejsce.
Po pierwszym etapie czekał drugi, trudniejszy i bardziej stresujący. Egzamin ustny. Okazało się, że wylosowałam pytanie o roli Rosji w Europie.
Dziwnym zbiegiem okoliczności, jadąc pociągiem do Warszawy na rozmowę, przeczytałam w Newsweeku artykuł na ten właśnie temat. Przypadek?
Na samych już studiach, zdanie najtrudniejszego egzaminu było banalne. A jeśli okazało się inaczej, to warunek w indeksie nie spędzał mi snu z powiek. Pierwszy termin, poprawka, teraz, za rok, kto by się przejmował.
Do tego miałam najlepszą pod słońcem koleżankę, która potrafiła przez telefon godzinami wykładać mi zagadnienia z prawa autorskiego.
Procenty wykładałyśmy już sobie nawzajem po egzaminach.
Angela miała notes. Albo kalendarz.
Na początku każdego roku zapisywała w nim swoje cele. Zdać prawo jazdy, znaleźć pracę, zrobić to i tamto…
Patrzyłam na to ze zdziwieniem, bo ja wtedy celów nie miałam. Żyłam chwilą w beztroskim przekonaniu, że „jakoś to będzie”.
Praca zawsze była, nie miałam problemów z szukaniem, a później z jej dostaniem. Powiedzieli, że odezwą się za dwa dni, zadzwonili po dwóch godzinach. „Zaczynasz w poniedziałek!”.
Moim hasłem przewodnim w pracy i życiu było: „Co masz zrobić jutro – ja zrobiłam już wczoraj!”.
Wyjątek stanowiła szkoła, ale opieszałość w tym temacie potwierdzała jedynie regułę.
Wszystko przychodziło od tak, po prostu, bez większego wysiłku. I to od razu!
Właściwie na nic nie musiałam czekać. No może jedynie na wejście do klubu.W stolicy zawsze wszędzie kolejki…
Nawet gdy przytyłam i chciałam schudnąć, to praktycznie w mgnieniu oka powracałam do dawnej sylwetki. Tyłam też w mgnieniu oka.
Wprawdzie dziś nadal moja waga rośnie szybko, ale z odchudzaniem nie jest już tak łatwo.
Życie kompletnie nie przygotowało mnie na dorosłość, która okazała się przytłaczająco powolna jak na moje standardy.
Nagle zdałam sobie sprawę, że nic nie dzieje się „już”. Na wszystko potrzeba czasu.
Cierpliwa nie byłam nigdy. Ta niewielka ułomność dała o sobie znać dopiero, gdy skończył się okres beztroski.
(Z dzisiejszej perspektywy tak właśnie widzę swoje młodzieńcze lata, chociaż wtedy wydawało mi się inaczej…)
Życie biegło swoim tempem, ale dla mnie to był ekspres.
Przesiadłam się na osobowy. Zmusiła mnie do tego rzeczywistość, wciskając bilet w rękę.
Trzeba było zwolnić i zjechać na boczny tor.
Walczyłam z czasem. Walczyłam sama ze sobą. Irytując się, płacząc, histeryzując, tracąc energię.
Do czasu, gdy uświadomiłam sobie fakt, iż niektóre sprawy toczą się swoim tempem i nigdy z czasem nie wygram.
Nie wyczaruję nocy, jeśli dopiero nastał świt.
Nie doprowadzę wody do wrzenia w sekundę.
Nie urodzę w godzinę, jeśli natura zdecyduje, że będzie to trwało trzy dni.
Nie przyspieszę działania urzędników, którzy zamiast ustawowego miesiąca, potrzebują jeszcze dwóch na rozpatrzenie mojego wniosku.
Nie wyremontuję domu w jeden dzień, bo nawet Katarzyna Dowbor w Polsacie potrzebuje czterech, a i tak zawsze ledwo się wyrabia.
Nie osiągnę sukcesu w tydzień, bo na sukces pracuje się latami!
Ale tylko ode mnie zależy jak spożytkuję ten czas, który został mi dany.
Jakie cele sobie postawię, zapisując je w podręcznym notesie.
Czas, który kiedyś uważałam za największego wroga, dziś jest moim sprzymierzeńcem.
Muszę go wykorzystać, zanim mój zegar przestanie tykać, a ja nie będę miała już siły, by ten zegar nakręcić…
„At daybreak many people are seen
That evening one is gone from sight
Next morning one another has gone from sight
Nights are long when one can’t sleep
The road is long for those exhausted”
♥
Chyba każdy z nas tak ma, że w pewnym momencie życia próbuje przeskoczyć rzeczy, które są nie do przeskoczenia. Cierpliwość jest tu jedynym lekarstwem, ale o ironio, i jej uczymy się z czasem.
Paulo Coelho ;)
Mo Blogelho.
Z wiekiem człowiek pokornieje. I tej pokory wobec czasu uczy się latami.
A później patrzy jak jego dzieci kąpią się w gorącej wodzie i chciałby doradzić, podzielić się doświadczeniem. A one i tak zrobią swoje i będą musiały doświadczyć wszystkiego na własnej skórze.
Ja z kolei mam odwrotne doświadczenia. Życie bardzo szybko zmusiło mnie do bycia dorosłą. Z wyjątkiem nauki, która przychodziła mi z łatwością, o większość rzeczy w swoim życiu musiałam ostro zawalczyć. I tak jest do dziś. Raczej pod wiatr niż z wiatrem. A czas? Biegnie zdecydowanie zbyt szybko. Wolę jednak poddawać się jego pędowi, niż rozpamiętywać to, co uciekło, bo to czasami naprawdę potrafi zaboleć…
Zdjęcia przepiękne. Przypomniałaś mi mojego dziadka i babcię, których już nie ma, a którzy bardzo wiele dla mnie znaczyli. Oboje leżeli w łóżkach przez kilka ostatnich lat swego życia. Byliśmy z nimi bardzo zżyci. Moja Julka także, szczególnie z pradziadkiem. Jeszcze dziś potrafi płakać wieczorem z tęsknoty za nim, choć miała niespełna 4 latka, gdy odszedł.
Pisałam już o tym, że przeszłość trzeba schować do pudełka i postawić na półce ze wspomnieniami. Życie jest zbyt krótkie by rozpamiętywać to co było. Mój czas też biegnie, ale chodzi mi o to, że właśnie trzeba nauczyć się, że on biegnie różnym tempem i umieć dostosować się do panujących warunków. Dla mnie wszystko musiało być szybko, natychmiast. A tak nie jest. Na wszystko trzeba czekać. I to mnie przeraża, ale próbuję to zrozumieć…
Czekanie jest trudne, ale życie to czekanie przecież… :) Trzeba się nauczyć czekać i ja też próbuję, choć często klnę pod nosem albo uronię łzę podczas tego żmudnego procesu. :)
Ty teraz jesteś wystawiona na największą próbę czasu. Nie zazdroszczę!
To prawda. Czuję się jakbym pisała życiowy egzamin i nie wiem, jaki będzie jego wynik… Jednak przykładam się jak tylko mogę. :)
Piękne zdjęcia, fajnie, że poszerzasz trochę tematykę bloga. Tak trzymać!
Dziękuję. Bardzo mi miło!
„Nie wyczaruję nocy, jeśli dopiero nastał świt.
Nie doprowadzę wody do wrzenia w sekundę.
Nie urodzę w godzinę, jeśli natura zdecyduje, że będzie to trwało trzy dni.
Nie przyspieszę działania urzędników, którzy zamiast ustawowego miesiąca, potrzebują jeszcze dwóch na rozpatrzenie mojego wniosku.
Nie wyremontuję domu w jeden dzień, bo nawet Katarzyna Dowbor w Polsacie potrzebuje czterech, a i tak zawsze ledwo się wyrabia.
Nie osiągnę sukcesu w tydzień, bo na sukces pracuje się latami!”
Mój ulubiony fragment tego tekstu.
Czy będę nieskromna jak napiszę, że mój także? Hahaha!
I mój :-)))))
Ekstra!!! :)
Nie osiągnę sukcesu w tydzień i nie wyczaruje nocy!
Uwielbiam Cie a tekst i foty mistrzowskie!
Aniu, moja wierna fanko! :) Twoja słowa pieszczą me oczy! :*
Pisałam Ci już kiedyś „że Tosia jest bardzo mądra bo ma mądrą mamę” i z każdym Twoim tekstem wiem, że się nie myliłam :) A tego czarnego „Klakiera” to ja chętnie przygarnę :P
Czarny klakier może co najwyżej kogoś przygarnąć, a nie odwrotnie :)
Anetko pisałaś. I to takie miłe. Za każdym razem gdy to czytam. Dziękuję!
Lucjan – to jak będzie kogoś szukał to jestem chętna :P
Miałam taki etap – teraz odwrotnie, chętnie przedłużyłabym chwile, poczekała sobie, odwlekła coś na później
Czyli, że teraz pędzisz?
Mnie chodzi bardziej o te zewnętrzne czynniki, które powodują, że nie możesz przeskoczyć pewnych spraw. Że nawet jeśli bym chciała to nie zmienię pewnych rzeczy. A ten czas robi z nami co chce. Straszne!
Genialne zdjęcia, a ostatnie zdanie takie refleksyjne, troszkę smutne…
Myślę, że każdy wiek rządzi się swoimi prawami i w każdym etapie swojego życia inaczej postrzegamy świat i ludzi i taka kolej rzeczy. Oby tylko to, co już za nami, nie zmieniło nas na tyle, że pewnego dnia pomyślimy, Boże, co się stało z tamtą mną?
Refleksyjne, ale czy smutne? Każdy kiedyś się zestarzeje, umrze… Tego uczymy nasze dzieci, więc sami musimy mieć tego świadomość i spojrzeć tej starości w twarz. To ten czas właśnie…
Bardzo zmieniamy. Podobno nasz charakter co 7 lat. I masz rację, musimy bardzo uważać, by jednak zachować cząstkę siebie, tej prawdziwej siebie, do samego końca. Byśmy sami przed sobą nie musieli się wstydzić! :)
Uwielbiam Twoje komentarze Aniu! Pisz do mnie częściej i więcej!!! :*
A ja kocham Twojego bloga. Nie mam tyle czasu na czytanie, ile bym sobie życzyła, ale na wartościowe wpisy i dobre zdjęcia zawsze!!!! Ściskam moooocno
Piekne zdjęcia Powiem ci że życie chociaż czasem boli to warto żyć a uczymy się aż do końca swoich dni cały czas dowiadując się czegoś nowego i nowego o osobach które znamy całe życie .:)
I o sobie!!! A ta wiedza chyba jest najważniejsza! Cudnie Cię tu gościć Aniu! Pozdrawiam gorąco! :*
Pięknie…
Dziękuję! :*
Trafiam przypadkiem i nie przypadkiem zostanę tu na dłużej. Bardzo pięknie piszesz, aż chce się czytać. Ja jestem właśnie w okresie tej młodzieńczej beztroski. To prawda, czas pędzi bezustannie, nie zatrzymuje się, nie ma mowy o postojach, a właśnie trwa mój najlepszy okres w całym życiu! Dlaczego nie mogę nacisnąć pauzy i cieszyć się tym, co trwa. Napoić swoje usta, uszy i serce, by w przyszłości dobrze to wspominać. Niechże ktoś wynajdzie jakieś wehikuł czasu albo chociaż życiową pauzę, by móc ją naciskać w najpiękniejszych chwilach życia. Na przykład teraz.